– W moim malarstwie wszystko zaczynało się stopniowo i powoli. Najpierw od przedszkola, a potem przez całą podstawówkę. Po prostu lubiłem rysować i malować, ale wtedy nie myślałem, to będzie zajecie na cale życie, bo wszystko wyszło naturalnie – mówi krakowski malarz Jacek Łoziński, który od przeszło 30 lat żyje z malarstwa, bo sprzedaje swoje obrazy przy Barbakanie, a ostatnie przez internet. Jak sam przyznaje, poważne zaczął myśleć o malarstwie, gdy się zorientował, że właściwie nie umie robić nic więcej.
– Moje pierwsze wspomnienia też związane są z rysowaniem, bo najpierw były ołówek, kredki, a potem akwarele – opowiada artysta przyznając, że najbardziej rozwinął się w krakowskim liceum plastycznym. – Było dość ostro. Musieliśmy stukartkowy zeszyt zapełnić szkicami i to procentowało.
– Najpierw rysowałem realistyczne, potem imponował mi surrealizm, a potem rysowałem surrealistyczne rzeczy wymagające skupienia – mówi Jacek Łoziński i zdradza, że bardzo mu to pomaga do dziś: – Nie mam w sobie tej niecierpliwości, że muszę wszystko namalować szybko i żywiołowo. Jestem cierpliwy – stwierdza malarz.
– Potem był okres, w którym chciałem połączyć rysowanie z malowaniem, czyli chodziło mi o to, by efekt precyzji ołówka został, ale żeby było to kolorowe – tłumaczy artysta opowiadając o tym, że długo zajmował się olejami, ale gdy po liceum próbował zarabiać liczyło się, by malować szybko. Przerzucił się więc na akryle i został przy nich do tej pory.
– Zżyłem się z nimi, poznałem i czuję się z tym dobrze, bo wiem jak reagować, jaki efekt uzyskać i malując akrylami potrafię uzyskać to co chcę – opowiada Jacek Łoziński, przyznając, że po farbach olejnych trudno jest się przestawić na akryl, ale trzeba się tego nauczyć.
– Wbrew pozorom akryl jest wymagający – mówi artysta, tłumacząc, że jest plaski, więc przez wielu lekceważony, ale jak się akrylu umie używać to są dobre efekty. – Olej jest szlachetny, jest piękny, ale w akrylu też można znaleźć miejsce dla siebie. Można pozwolić sobie na fakturę, przecierki i techniki, które są również ciekawe – puentuje malarz.
– Ponieważ od dawna utrzymuje się z malarstwa, wiec to co mnie poniosło to Kraków i architektura Krakowa – wyznaje Jacek Łoziński, który swoje rodzinne miasto portretuje wytrwale, bo jak twierdzi polubił to, a akryl daje możliwości, by stary Kraków i stare mury pokazywać wiarygodnie.
– Lubię też pejzaże, więc wszystko robię dwutorowo – stwierdza artysta prezentując namalowane monochromatycznie i nastrojowo kamienice i sztafaże z ciekawym światłem. – Lubię takie połączenia, dzięki którym można uzyskać jak największy kontrast, przestrzeń, światło i cień. Chodzi mi o to, by był refleks, blask, blik i ciekawe otoczenie – tłumaczy Jacek Łoziński, podkreślając, że czasem chodzi mu o ciekawy fragmencik w obrazie, ale żeby go wydobyć musi namalować całość. – Czasem jest to jakieś światełko, ale żeby je pokazać muszę to dookoła tak obudować, by ten jeden element było dobrze widać – objaśnia.
– Interesuje mnie iluzja realizmu i rzeczywistości – mówi malarz przyznając, że malarstwo to rodzaj oszustwa. – Oszukujemy ludzi, że jest przestrzeń i głębia, a to przecież jest wszystko płaskie. Mnie zaś chodzi o wydobycie głębi, przestrzeni i perspektywy na płaskim tle.
– Nie lubię momentu, gdy sobie wymyślę temat, wchodzę w niego głęboko, bo przecież do każdego obrazka podchodzę bardzo solidnie, a jednak coś mi nie wyjdzie tak jak chciałem. To jest dopiero męka – wyznaje artysta, który twierdzi, że jeśli cos mu nie wychodzi to znaczy, że sam tego nie zrozumiał. – Unikam sytuacji, w których mógłbym się wstydzić tego co namalowałem. Obrazki wychodzą jakby ktoś mnie pchał – tłumaczy mówiąc, że czasem coś czuje a mało rozumie i liczy, że jak namaluje obraz to ludzie sami odgadną o co mu chodziło. Czyli odnajdą atmosferę, klimat i to coś nieuchwytnego co chciał oddać. – Że jest coś jeszcze nie namalowane a opisane. Coś miedzy wierszami, a może właściwie pociągnięciami pędzla? – zastanawia się Jacek Łoziński przyznając, że przez lata starał się malować to, co klienci chcieliby mieć w domu, ale malował to po swojemu. – Ulubione przez nich tematy warsztatowo dopasowywałem do siebie. Bo teoretycznie wiem o co ludziom chodzi i wiem jaki chcieliby mieć obraz, ale pewnych rzeczy nie przeskoczę, bo nie mogę malować wbrew sobie – mówi malarz tłumacząc, że połączenie bycia komercyjnym z To jest trudne polaczenie, by być komercyjnym i nie dać ciała.
– Nawet jeśli powtarzam temat, to za każdym razem chcę go zrobić lepiej – wyznaje artysta, dla którego malowanie jest zawsze wielką niewiadomą, bo nigdy nie wie co mu z tego na końcu wyjdzie. – Cały czas dążę do tego, by pokonać własna niemoc. Po prostu walczę – stwierdza.
Choć obrazy Jacka Łozińskiego są w prywatnych domach ludzi z całego świata, to artysta sam przyznaje, że najbardziej zdumiała go obecność jednego z krakowskich pejzaży w urzędzie miasta Krakowa. A zobaczył go przez przypadek, gdy oglądał „Kronikę” krakowską na antenie TVP Kraków.
Kontakt: https://www.lozinscymalarstwo.pl/