– Malowałam i rysowałam od dziecka, ale nie poszłam w tym kierunku – mówi pisarka Joanna Jagiełło, dla której malarstwo jest pasją nazywaną przez nią „jednym z ramion ośmiornicy”, bo wyznaje zasadę, że podobnie jak to zwierzę, warto mieć wiele ramion i wyciągać je w różne strony, szukając nowych aktywności i pasji.
– Najpierw moja rodzina uważała, że to takie niegroźne hobby, ale w pewnym momencie nastąpił przełom – przyznaje artystka, która 12 lat temu przekroczyła próg mieszczącej się przy ul. Emilii Plater w Warszawie „Galerii Piecowej” i… związała się z nią na stałe.
– Średnio raz w miesiącu organizujemy wernisaże i inne wydarzenia, które współtworzę, jednak dla nas to miejsce to przede wszystkim pracownia malarska, a ja w pewnym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że tydzień bez malowania jest stracony – opowiada Joanna przyznając, że gdyby mogła, to w galerii spędzałaby cały swój wolny czas, bo malowanie niepostrzeżenie przerodziło się w coś więcej niż hobby. Zresztą, tworzy też poza pracownią. Na przykład na urlopie. Bierze ze sobą szkicownik i farby i maluje zamiast robić zdjęcia. Malowanie pomaga uważniej patrzeć na rzeczywistość. Ale to też odpoczynek, przede wszystkim emocjonalny.
– Malowanie to dla mnie rozmowa ze sobą, autoterapia i sposób na wyciszenie – opowiada pisarka. – Nie mam wykształcenia plastycznego, ale w „Galerii Piecowej” miałam wspaniałych nauczycieli, którzy zawsze robili korekty, pokazywali co poprawić.
Joanna maluje różnymi technikami. Zdarzyło się jej chodzić na zajęcia z akwareli i grafiki, próbowała akrylu, pasteli, rysunku piórkiem i cienkopisem.
– Jestem bardzo dumna, że udało mi się wykonać czarno-białe ilustracje do kilku książek wydanych przez Stowarzyszenie Pisarzy Polskich – zdradza artystka, która zilustrowała tomiki wierszy i jedną powieść wydane w ramach Kolekcji Literackiej.
– Każda technika czegoś mnie nauczyła. Akryle szybko wysychają, dzięki czemu można nakładać kolejne warstwy, jednak nie pokochałam ich, zawsze zdają mi się tępe, plastikowe, czegoś w nich brak. Używam ich, ale raczej do podmalówki. Bardzo lubię akwarele, ta technika nauczyła mnie nie „przepracowywać” obrazów. Pastele olejne z kolei zaprowadziły mnie do malarstwa olejnego. To moja ukochana technika. Lubię blask farb olejnych, ich świetlistość, to, jak pięknie się mieszają, a nawet zapach terpentyny i oleju. Jest w tym magia, brak pośpiechu.
Malarka wybiera duże płótna, często oprócz pędzla używa szpachli, lubi, gdy na obrazie jest faktura. Niektóre obrazy maluje szybko, inne miesiącami.
– Znajomi z pracowni mówią, że maluję „półabstrakcje” – opowiada Joanna zdradzając, że nigdy nie przepadała za malarstwem realistycznym, bo interesowało ją wkładanie emocji w kolory i plamy, a nie proste odtwarzanie rzeczywistości. – Lubię malarstwo, które przetwarza rzeczy prawdziwe w coś baśniowego albo wyobrażonego, na przykład stogi siana w kolorowe cukierki. Ale i malarstwo, które jeszcze bardziej odchodzi od realizmu, w którym staram się przekazać emocje, czy koncept metafizyczny, którego nie da się streścić w jednym zdaniu. Lubię obrazy, które można różnie interpretować, które można poczuć.
Malarka przyznaje, że zdarzało jej się malować obrazy realistyczne. Na przykład pingwinka dla wnuczki, czy jej portrety.
– Stworzyłam też kiedyś cykl: „Obrazki z Kinowej”. Były na nich zabawne sceny, które chciałam zachować w pamięci, jak na przykład córka w ciąży mieszająca zupę, albo druga córka malująca sobie paznokcie. Trochę jak kadry z naszego rodzinnego filmu, tyle że w intensywnych kolorach i nieco karykaturalne. To było trochę dla żartu. Dwa lata temu powstał cykl dwunastu pejzaży – po jednym na każdy miesiąc. W żadnym z nie odtworzyłam krajobrazu, starałam się go użyć, by jednocześnie pokazać towarzyszące mi w danym miejscu emocje, bawiłam się też różnymi technikami, tak by każdy obraz namalowany był w inny sposób. Naklejanki, kapanie, masy strukturalne, a nawet kolory wybierane przez rzut kostką. Niezła zabawa!
Joanna niedawno rozpoczęła cykl „Nigdy nie będziesz szła sama”.
– To jest kobiecy cykl, ale moja córka mówi, że waginalny, bo można się w nim dopatrzeć kobiecych kształtów, które uważam za przepiękne – stwierdza artystka i zdradza, że w tym cyklu twórczo przetworzyła kwiaty, pnie drzew i muszle.
– Zawsze szukam czegoś, co mnie porusza i co chciałabym twórczo przetworzyć, najważniejsze dla mnie to mieć pomysł, tak jak przy pisaniu – wyznaje malarka i pisarka w jednej osobie, która uważa, że jeśli ktoś ma dobrą energię to ona jest w jego obrazie i sama stara się by jej obrazy były pełne dobrej energii. I choć najczęściej je daje w prezencie to lubi też sprzedawać, bo wie, że gdy ktoś kupuje obraz, to bardzo chce go mieć. Bo najważniejsze, żeby obrazy, malowane z pasją i sercem, znalazły dobry, kochający dom.